Histeryjka delegacyjna #1

 Jeśli kiedyś nastanie taki dzień, że bez problemu, błądzenia i krążenia po szutrowych bezdrożach dotrę do celu podróży w delegacji, to będzie to naprawdę cud.

Tak, korzystam z map. I guglowych i aplowych, ale wszystko na nic. Gugiel samowolnie zmienia trasy, Jabłko trzeba samemu dokładnie instruować, jak ma prowadzić, a przecież jakbym wiedziała, jak mam jechać, to nie potrzebowałabym map - no przecież to logiczne! A idź pan w pyry! I w łęty, przy okazji.

No nie da się, ja Wam mówię, że w moim przypadku to awykonalne. Jakby puścić przede mną pilota (jak przy przewozach wielkogabarytowych), to albo pilot zgubi mnie albo ja - pilota. Do Gryfina pod Szczecinem zdarzyło mi się jechać przez Niemcy (start był z Wielkopolski...), po wyjeździe z Siedlec (do Wielkopolski) 40 minut szukaliśmy z kolegą z pracy apteki, aż wylądowaliśmy w podwarszawskiej miejscowości jakiejś, a właściwie to już za nią, na "ulicy" Aptecznej, która asfaltu jeszcze nigdy nie widziała, a i apteki próżno było na niej szukać. A gdy już w końcu namierzyliśmy aptekę w okolicach Wyszkowa, to jakaś kobiecina wpakowała nam się  na tylną kanapę samochodu, razem z zakupami, i zaordynowała, aby ją do domu wieźć, bo jej kilometr do celu został, a ona "nie da rady dojść".

Jeśli może wyjechać na asfalt maszyna rolnicza, to wyjedzie akurat mi przed machę, a jeżeli zechcę ją wyprzedzić, to dochodzi do cudownego rozmnożenia i - zamiast wyprzedzać jeden ciągnik z jedną przyczepą albo jeden kombajn, okazuje się, że powinnam zredukować o - najlepiej - ze trzy biegi, wcisnąć gaz w podłogę, zacisnąć oczy i włączyć wycieraczki, bo kolumna pojazdów rolniczych jest zwarta - jakby sztywnym holem połączona - i ciągnie się w pip kilometrów do przodu. No ludzie!

Przedostanie się na właściwą stronę Świnoujścia? No cóż... Tak, ja wiem, że pojazdy spoza miasta, to przez Karsibór i wiedziałam o tym jeszcze zanim pojechałam w pierwszą wycieczkę w tamte strony, jakoś we wrześniu ubiegłego roku. Tylko cóż mi pozostaje po wiedzy, jeśli docieram o 21:30, stargana jak koń po westernie, parkuję niedaleko szlabanu, z promu schodzi człowiek z obsługi - pytam, czy tym promem przeprawię się aby na drugą stronę miasta, bo ja dzisiaj wyjątkowo nie chcę ani do Szwecji ani do Danii, pan z obsługi promu informuje mnie, że i owszem, ja - w oczach łzy mam ze wzruszenia, że moja 8-godzinna podróż się wreszcie kończy...
- Pani przeprawi się na drugą stronę miasta, ale nie tym promem. Ten już odstawiony. Musi pani jechać na ten drugi.

No ja pier...niczę. I w ubiegły wtorek dokładnie ta sama sytuacja, tyle że za dnia i że czekałam sama przy promie, pół godziny - i nawet mnie dziwiło, że przed 19:00 jestem przy szlabanie tylko ja. Aż znowu pan z obsługi - na 99% ten sam, co we wrześniu - zlitował się nade mną, znowu zszedł z promu i... znowu zaproponował, żebym jednak pojechała na ten drugi prom, jeśli jeszcze dzisiaj chcę się przeprawić...

I to wszystko mi się przypomina dzisiaj, kiedy przez trzydziestą minutę pokonuję 6-kilometrową trasę do sklepu.

Komentarze

Popularne posty